Translate
niedziela, 19 sierpnia 2018
Odessa
Kierowca Marko
Do Odessy pojechaliśmy w dziewiątkę, naszym kierowcą był Marko. Marko to młody człowiek, właściciel sporej gromady busów, którymi sprawnie wozi po całej Europie biomasę ludzką z punktu A do punktu B. Wyjazd na Ukrainę to dla Marka radosne wyzwanie, nigdy tu nie był a słyszał o tym kraju cudowności. Lecz na granicy padło podejrzenie ze strony pogranicznika ukraińskiego, że jego wygodny bus marki Mercedes , jego duma, jest skradziony. Wyjaśnianie sprawy zajęło 11 godzin, w końcu pozwolili jechać. W tym czasie wypiliśmy wszystkie prezenty przeznaczone dla naszych ukraińskich gospodarzy i ekipa podróżnicza podzieliła się na trzy frakcje. Pierwsza najliczniejsza, solidaryzowała się z kierowcą, druga frakcja jednoosobowa o inteligencji uśpionej od urodzenia, stwierdziła, że pogranicznik jest przystojny i ma rację a Marko ukradł samochód, i moja trzecia grupka, z nudów pogrążyła się w otępieniu zwanym przez Hindusów Nirwaną.
Marko nie mógł sobie pozwolić na Nirwanę, przed nim tysiące kilometrów po drogach Ukrainy. W czasie jazdy widać było, że nie jest mu lekko, bezustannie dzwonił do kolegów podróżujących po gładkich autostradach Europy Zachodniej i porównywał Tu i Tam. Nawigacja GPS oznajmia- jedź prosto 300 kilometrów a tam na rondzie też na wprost. A też, czy warto podniecać się krową żrącą trawę przy szosie autostradowej? No i co z tego, że ta trawa rośnie pomiędzy tylko nieco dziurawymi asfaltowymi szosami autostrady Odessa-Kijów?
Na pasie trawiastym było życie krowie a na poboczu śmierć. Na trasie z Odessy do Kijowa widzieliśmy trzy kompletnie spalone samochody ciężarowe TIR. Z jednego z nich został tylko zwęglony szkielet i nieco popiołu. Żadnych samochodów strażackich, tylko samotny smutny człowiek ładuje szuflą popiół z białymi kosteczkami do taczki i gdzieś wywozi. Marko znający procedury na niemieckich autostradach postanowił kolejny raz zadzwonić do kolegi.
Marko doskonale sprawdził się w podróży, ale stwierdził, że więcej na Ukrainę nie przyjedzie.
Natasza.
W Odessie wita nas Natasza. Natasza nie wie o nas nic, my o Nataszy nic. Natasza zajeżdża na spotkanie nowiutkim wielkim białym samochodem o kołach większych od całego busa Marka. To już wyjaśnia się nieco, to chyba sławna odessska mafia. Natasza jest żwawa, wesoła, pewna siebie, wybitnie inteligentna, za wiele mówi i nie chce słuchać.
Piękna kobieta, jest duża i ma wielki biust podtrzymany specjalną konstrukcją anty grawitacyjną. Pewnego razu, gdy od Biskupa Cerkwi Przenajswiętszej otrzymywała Order Wszechświatowy za działalność charytatywną na rzecz nieszczęśliwych sierot, nastąpiła kłopotliwa sytuacja. Biskup nie wiedział jak zawiesić order na imponujących kopułach. Partner Nataszay rzekł- nie krępujcie się ojczulku, tu zmieści się cały ikonostas.
Lili Ivanova, sławna bułgarska śpiewaczka, gwiazda estrady lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych ubiegłego wieku, zrobiła wielką karierę w krajach demoludu, wygrała między innymi festiwal pieśniaczy w Sopocie. Gdy śpiewała pieśni o swoim kraju, najpiękniejszym na świecie, powietrze wpadało w wibracje i tynk odpadał od ścian. Ale też była inna sprawka, Lili była malutka, ale miała wielki biust. Dzięki tej przewadze ewolucyjnej nad suchymi i smętnymi wegetariankami cieszyła się wielkim powodzeniem i miała nieprzeliczalną ilość przygód erotycznych.
Mieszkamy tuz nad brzegiem Morza Czarnego na strzeżonym osiedlu przez uzbrojona ochronę, w jednym licznych domów Nataszy z prywatną plażą. W chwili osłabienia czujności umawiam się z Nataszą na 6 rano, by na plaży skoczyć do morza na golasa. Ona będzie czekać i pływać! Ale wieczorem wraz z Akademikiem Tadeuszowiczem spożywamy koniak zakarpacki i zapadam w męczący sen. Śni mi się powieść jeszcze nie napisana „Zobaczyć Odessę i umrzeć”. Jest tam okrutna śmierć przez uduszenie, podróżnika z Północy, przygniecionego do kamienistej plaży wielkim biustem odeskim. Stchórzyłem i postanowiłem pospać do 7.30.
Sieroty pławią się w luksusie.
Fundacja Nataszy zarządza domem sierot a dyrektorką domu sierot nieszczęśliwych jest Teodozja, kobieta nieco wycofana. Teodozja zajeżdża białym, nowiutkim samochodem. To mocarny samochód terenowy, ma wielkie koła o średnicy przewyższającej wzrost Prezesa przemawiającego z taboretu. . Jest wielki, ale nieco mniejszy od samochodu Nataszy. Gdyby kiedyś, po spożyciu dopalacza „Mocarz”, przyszedł do głowy Teodozji pomysł zakupienia samochodu większego i nowszego od ciężarówki Nataszy, to byłby jej pomysł niedobry.
Kobiety oprowadzają nas po Domu Sierot. Nataszajest z wykształcenia architektem i sama zaprojektowała budynek. Ma on kształt wielkiego wiadra, pomieszczenia są w skorupie zewnętrznej a w środku jest przeszklony do sufitu dziedziniec oświetlony słońcem odeskim od góry. Na dwóch piętrach, w dziedzińcu są szklane stropy po których można śmiało skakać.
Jest w naszej ekipie Margerit, dyrektorka w polskiej szkole dla trudnej młodzieży. Usiłujemy ją wepchnąć na przeszklona podłogę, ale wpada w panikę i zgrabnie hyca po stalowych wspornikach pomiędzy kryształowymi płytami.
Kształtem budynek przypomina prastare i nadal używane więzienie w Toruniu. Cele na zewnątrz, po obwodzie walcowatego budynku, w środku obserwatorzy.
Ale tu jest inaczej, sieroty mają do dyspozycji basen, saunę, siłownię, obserwatorium astronomiczne na dachu, kącik pamięci patriotycznej( o orientacji wszechrosyjskiej), pracownie plastyczne, ceramiczny piec, bibliotekę, sale muzealną, itp. Jest też kaplica prawosławna, skąd widzimy, jak wybiega mnich o szlonych oczach, o wyglądzie Rasputina skrzyżowanego z Raskolnikowem. Sieroty w różnym wieku, do lat kilku do kilkunastu, mieszkają w eleganckich pokoikach.
Jest ich sierot około 40 a opiekuje się nimi kadra wychowawców, trenerów, psychologów., lekarzy itp. w liczbie 80. A do szkoły chodzą państwowej, na zewnątrz ośrodka. Kariera bardziej bystrych jest już zaplanowana, ten będzie szefem kuchni w restauracji nad brzegiem Morza Czarnego a ta będzie uznanym lekarzem, to słyszymy od Teodozji.
Margerit, która zarządza polską placówką edukacyjną i jest szczerze zaangażowana w wychowanie trudnej młodzieży i do niedawna była dumna ze swojej doskonale wyposażonej szkoły, po porównaniu swojej szkoły z internatem z Domem sierocym, pogrąża się w rozpaczy.
Pociechę znajduje w wynajdywaniu rozwiązania zagadki. Skąd w kryzysowym kraju taki luksus sierocy?
Margarit na fasadzie walcowatego budynku widzi fatalny w stylu a gigantyczny obraz olejny religijny. Obraz i wejście głowne w budynku skierowane jest w kierunku Moskwy, chociaz do Konstantynopola bliżej z Odessy.
Na obrazie Święty prawosławny, który kiedyś postanowił dokończyć żywot na golasa na skalnym słupie. Żył ten świety na tym słupie przez wiele lat jako pustelnik a wierni uczniowie dostarczali pożywienie i wino, które sznurkiem wciągał na górę. Pojawia tu się pytanie o los produktów przemiany materii Swietego, ale przekazy historyczne milczą.
Stąd wnioskuje Margarit, że hoduje się tu niewolników seksualnych dla uciechy funkcjonariuszy kościelnych. Jak wiadomo księża prawosławni mają żony i są mniej rozpustni od katolickich księży i pomysł ze śmietaną na kolanie zlizywaną na kolanach przez licealistkę nie zyskał by aprobaty małżonki. Ale biskupi prawosławni są na ogół bardzo grubi i domyślać się należy, że obca im asceza.
Potem pojawia się myśl, że może będą to lojalni żołnierze mafii. Młodzież w Domu Sierot jest w wieku do kilkunastu lat a już co bystrzejsi mają zaplanowane kariery zawodowe. Ta dziewuszka będzie lekarzem chirurgiem a ten chłopczyk doskonałym kucharzem w najlepszej knajpie odeskiej. Przyjdzie zapłacić za ułatwioną karierę, kucharz kiedyś będzie musiał , na rozkaz szefa mafii, odrąbać tasakiem czyjegoś paluszka a lekarka przeszczepić zużyty organ biskupowi.
W końcu najbardziej banalny pomysł Małgorzaty, że w morzu nieszczęścia sierocego może warto spróbować zrobić trochę dobrego i uratować kilka dusz? I zostajemy przy tej najbardziej oczywistej i najprawdziwszej wersji. A i sumienie bogaczy będzie się miało lepiej.
Akademik w Morzu Czarnym.
W roku 1843 J.I. Kraszewski był w Odessie i opisał podróż w książce ‘Wspomnienia Odessy, Jedysanu i Budżaku’ . Sądzono wówczas, że kąpiel morska ma szczególne właściwości lecznicze. „ Kąpiele morskie, o ile wiemy i sądzić można, nakazują się w medycynie tylko podobno w dwóch przypadkach, to jest: w chorobach nerwowych i osłabieniu. Dla dzieci także cierpiących afekcje skrofuliczne i rachityzm, dla artretycznych itp.”
Plaże morskie w Odessie opanowali w tamtych czasach Grecy i sprzedawali bilety na kawałek morza. Ze względu na przyzwoitość dostawało się kawałek morza odgrodzonego parawanem płóciennym wychodzącym w morze, by móc w samotności zażywać kąpieli. Przykry to był widok kawalątka morza odciętego po bokach ścianami. Ale dla ludu były kąpieliska na obrzeżach miasta.
Kraszewski pisze: „Tu otacza cię towarzystwo Bóg wie jakie. Rozmowy polskie, ruskie, greckie, francuskie, włoskie, tureckie, tatarskie, ormiańskie krzyzują ci się mimo uszu, garbaci, krzywi, poplamieni od wyrzutów, naznaczeni od dawnych ran, łysi wstępują do morza. (…) Hałas, wrzawa, ruch i niepokój nieznośny; wyskakujesz z tego tłumu jak z ukropu, oparłszy się z jednej strony o Żyda, na którym postrzegłeś narodową jego chorobę, z drugiej o czerwo poplamionego jegomości , co cię raczył parskając opluwać. (…) patrzysz na tysiące nieprzyzwoitych figlów płatanych kapiącym się kobietom i za które, jako nieprotestujący się, jesteś solidarny”
Nie był chrześcijanin Kraszewski wzorem tolerancji dla bliźniego.
Zażywamy kąpieli wiele lat potem. Pusto, bo to plaża tylko dla wybranych, woda optymalna. Akademik Tadeuszowicz śmiało rzuca się w toń i płynie w kierunku Turcji. Po pewnym czasie, pomiędzy wzburzonymi baławanami morskimi, widać w oddali maleńki punkcik z bujną czupryną Akademika Jego wierna towarzyszka życiowa stoi na brzegu i z niepokojem spogląda na horyzont. Ona chce, by on wrócił. Ona nie przesadza z morskimi uciechami, Kraszewski zalecał kąpiele co najwyżej ośmiominutowe, dłuższe zagrażają osłabieniem nerwowym. Zostawiamy Akademika walczącego z bałwanami i podążamy do lokalu prowadzonego przez posępnego Tatara. Tatar uciekł z Krymu przepędzony przez Rosjan i wraz z równie ponurą córką przypieka na ogniu ryby morskie i nalewa piwo. Z ryby rezygnujemy, bo Tatar ma chorobę genetyczną, łuszczycę. Pracuje nad grilem w krótkiej koszulce i ramion sypia mu się całe płaty naskórka wprost na przypiekane sardele i makrele. Zimne piwo na gorącej plaży smakuje wybornie, tym razem jednak piwo rozlewne a cuchnie nadpsutą rybą morską. Okazuje się, że dla naszego komfortu córka Tatara mrozi kufle obok nadpsutej ryby morskiej, stąd ten wysoce oryginalny aromat.
Akademik w czasie codziennych i wielogodzinnych kąpieli dużo myśli o powstaniu życia na naszej planecie i ostateczne porzuca teorię kreacjonizmu.
Dowiedziałem się od przyjaciół, że nad rzeką Bug na Podlasiu, w pobliżu miejsca, gdzie mieszka Akademik jest wiele tak zwanych bużysk. Rzeka zmieniła koryto i po starej rzece zostały małe jeziorka. Do jednego z nich ktoś regularnie wsypuje worek soli morskiej a zimą na brzegu lepi śniegowe bałwany.
Subskrybuj:
Posty (Atom)