Translate

sobota, 5 maja 2018

GRANICA i droga do Wielkiego Nowogrodu.
Nasza brygada z entuzjazmem i dobrowolnie wybiera się do Rosji. Cel wyjazdy niejasny, u większości próżniactwo turystyczne. Północna Estonia, koniec Unii Europejskiej czyli Jewrosojuza, potężna rosyjska celniczka ogląda nasze wizy i wita serdecznie - polskije pany prijechali. Złotozębny uśmiech ma szyderczy, moi przodkowie to chłopi pańszczyźniani i nieoskrobani dzicy górale, panów nie dostrzegam.
Przez okna naszego busu wpadają żarłoczne komary wiele razy większe niż w krajach NATO, to pierwsza flanka obronna Rosji przed Obcym, potem jest napalm i atom. Komary wielkimi trąbami chleją krew polskich panów, dzwonię do przyjaciół z Wielkiego Nowogrodu, zalecają nocą nie jechać, przeczekać w autobusie do rana, drogi są niebezpieczne, mogą nas napaść bandyci, zabić i zbezcześcić zwłoki . Rankiem, osłabieni nieco transferem krwi, ruszamy na Północ.
Jedziemy busem marki autosan z powiatowego PKS, który cudem nie zbankrutował, wbrew planom Balcerowicza. Mamy dwóch mistrzów kierownicy, panowie po pięćdziesiątce, smętnego Romana, który szybko stał się Romanem Erotomanem i fatalistycznego Tadeusza. Tadeusz okazał się człowiekiem, który dużo mówi, wszystko wie i często używa słowa „niestety”. Przykładowe Mądrości Tadeusza: Za mało zarabiam, niestety, a prezes za dużo, niestety. Żydzi rządzą światem, niestety. Słońce świeci, niestety. Nazwałem go Panem Niestety i postanowiłem zabić, być może pod wpływem zbyt optymistycznej muzyki disco polo świdrujacej cały czas nasze mózgi. Czytałem, że w rosyjskich więzieniach nie jest lekko i zamiar zły na Polskę przełożyłem, by tam w celi więziennej z tvp info odpoczywać . Niestety, w międzyczasie trochę polubiłem Pana Niestety i plany legły w gruzach.
Po uporządkowanej Łotwie i Estonii, gdzie przyroda okiełznana, trawa wykoszona, drzewa rosną według panu, a pola zaorane i uprawione, widzimy chwilę za granicą, totalny i chaotyczny wykwit natury. Zwłaszcza gigantyczny Barszcz Sosnowskiego pożera przestrzeń, lasy jednak rachityczne, drzewka dość jeszcze młode a już rezygnują z pionu, chylą się ku glebie, minister Szyszko zapłakałby zapewne łzami w kształcie żołędzi , pól uprawnych nie ma. Pan Niestety wybiera najkrótszą drogę do Wielkiego Nowogrodu. Był to błąd, należało być posłusznym radom Aborygenów i nadłożyć 100 km do lepszej szosy. Bo nasza droga była zbombardowana przez faszystów w czasie drugiej wojny światowej i jakoś przez lata nie udało się zasypać lejów po bombach. Wtedy, w czasach wojennych, zapewne nastąpił też koniec przydrożnej linii elektrycznej powalonej przez drzewa. Ale druty miedziane nie skradzione przez złomiarzy, co w naszej ojczyźnie stałoby się niewątpliwie. Co kilkanaście kilometrów osady ludzkie z małymi domkami eternitowymi nieremontowanymi od czasów Stalina. Do domków prowadzą wąskie ścieżki osaczone przez Barszcz Sosnowskiego. Ludzi nie ma, tylko czasami przy drodze siedzi na zydelku staruszek z wiadrem kartofli z wielkimi białymi kiełkami. Pewnie czeka od paru dni na kupca. Jest jednak w tym odpuszczeniu sobie trudu porządkowania natury i czynienia sobie Ziemi poddaną, wielka mądrość, przecież przyroda i tak prędzej czy później wprowadzi swoje porządki i trawniki wykoszone zamienią się w chaszcze wściekłe.
Poza tym, jadąc przez oskrobaną Łotwę, dostrzegłem za cudownym krzakiem hortensji onanizującego się przedstawiciela łotewskiej organizacji nacjonalistycznej Krzyże Błyskawicy. W Rosji za ścianą dzikiej dżungli nic nie widać, zresztą praktyki takie są tu nie znane.A być może było to nie na Łotwie tylko w Polsce i onanizował się nasz Narodowiec z obrony terytorialnej Antoniego? Nie pamiętam, bo nasączałem się różnymi płynami, wraz akademikiem Maciejem Tadeuszowiczem, przygotowując się na godne przywitanie mitycznej Rosji.
C.D.N.