Translate

wtorek, 22 maja 2018

Kadyks

Kadyks
Przeczytałem w przewodniku turystycznym, że Kadyks to najstarsze, nieprzerwanie zamieszkałe miasto Europy. Byli tu Fenicjanie, Arabowie, Anglicy, Andaluzyjczycy i inne nacje.
Z kolei będąc w miescie Płowdiw w Bułgarii usłyszałem, że to najstarsze miasto w Europie nieprzerwanie zamieszkałe przez Bułgarów. Grecy tez mają najstarsze miasta w Europie zasiedlone od prehistorii przez Greków.
Kadyks nie wygląda na miasto prastare, największymi niegodziwcami w historii miasta byli Anglicy, w imię porządkowania, wyburzyli starożytne budowle i dzisiaj jest tu dość ponuro, miasto wygląda na upadłe, tylko stonka turystyczna je nieco ożywia. Po ulicach snują się emeryci hiszpańscy, tuż po południu zapadają w drzemkę trzygodzinną zwaną tutaj sjestą i śnią o czasach świetności, gdy do Kadyksu wpływały statki z krwawym złotem i srebrem zrabowanym Indianom z Ameryki. Gdy pod wieczór wybudzą się ze snu, idą do knajpy, koniecznie przy wąskiej uliczce, i z rozpaczy chleją piwo zwane tutaj cerveza a na zakąskę wysysają mięsistymi ustami z muszelek malutkie ślimaczki. Jeżeli ślimaczek wystawi rogi, rezygnują z wysysania i wyrywają nieboraka z pokręconego domku wielkimi zębami emeryta.
Po obejrzeniu opuszczonych kościołów i zamkniętego muzeum nasza gromadka udała się na sławny targ rybny. Tu miejscowi rybacy przywożą przeróżne stwory morskie wyłowione z Atlantyku. Są tu ryby przedziwne, kraby, pająki morskie, ośmiornice i inne nieznane mi dziwadła. Większość jeszcze żyje, patrzy na nas wielkimi oczami i rusza rozpaczliwie przeróżnymi czułkami, na pewno chcą do morza a nie brzucha. Wielka piersiasta Hiszpanka maczetą rąbie stwora morskiego na porcje rosołowe, obok przystojny Hiszpan gmera gołą łapą w stercie śluzowatych mątw, słychać tajemnicze mlaskanie i ciamkanie. Czy to mątwy ciamkają czy Hiszpan? Sprzedawcy za plecami mają obrazki z Matką Boską lub Jezusem, oni maja spojrzenie dość natchnione.
Po tym ciekawym doświadczeniu rezygnujemy chwilowo z konsumpcji owoców morza i szukamy knajpy rybackiej, by nasączyć się cervezą. Uroczą knajpę znajdujemy na zadupiu hali targowej, pomimo kosmicznego upału mężczyźni, nieco zmęczeni życiem, chodzą w gumowcach. To rybacy, tu po połowach załatwiają interesy i piją piwo. Barman gra w karty z rybakami a nas obsługuje bardzo uprzejmie.
Osiągam stan prawie nirwany. Ale mówi się, że świat jest mały i nigdzie nie można się się swobodnie zeszmacić, bo następnego dnia moja ciotka, która przeszłą na Ciemną Stronę Mocy, się dowie.
Nagle widzę znajomego sprzed wielu lat, ubrany w lniane giezło, postukując polskim sosnowym kosturem w andaluzyjski bruk podąża żwawo Scepatylius, niegdyś mieszkaniec sąsiedniej wsi, teraz obywatel świata. Ten energiczny i inteligentny biznesmen, po udanej karierze zawodowej, przeszedł na emeryturę, przeżył duchowa przemianę i pieszo pielgrzymuje corocznie do sanktuarium Santiago de Compostela. Z różnych miejsc wyrusza corocznie i przemierza tysiące kilometrów. Jak wiadomo, pielgrzym w czasie wielu miesięcy wędrówki narażony jest na pokusy szatana, który tu osobliwie chętnie przyjmuje formę namiętnej i nienasyconej Hiszpanki. Podąża więc z Scepatyliusem wierna żona, ona przegoni wąsiaste Hiszpanki.
Udaję przeźroczyste powietrze, licząc na niewidzialność, jednak bystry pielgrzym dostrzega mnie i grozi palcem po czym czyni znak krzyża.